Bang, BangNie biadol, nie becz be
Nie marudź, nie męcz bo
Wystarczy tylko ruszyć się
Na pogodny szlak do pogodnych dotrzeć stron
Bang bang kieszenie pełne słońca
Bang bang i nieba pełen trzos
Bang bang potrafią dotrzeć w końcu
BaranyCzasami dość już mam
Czasami mam was dość
Za tą kipiącą w was
Za tą trującą nas
Za tą tak szpetną w nas złość
Za tą tak szpetną w nas złość
Tak łatwo wmówić wam
F-1Późno już i wieje zimny wiatr
Może znów zapukam cicho tak
A jeśli to będą twoje drzwi
To otwórz mi
Posiedzę chwilę, gdzieś znajdę ciepły kąt
Ogrzeję dłonie i zaraz pójdę stąd
A jeśli herbatę będziesz pił
Nim stanie sie tak, jak gdyby nigdy nic nie byloMyślę sobie, że
Ta zima kiedyś musi minąć
Zazieleni się
Urośnie kilka drzew
Niedojedzony chleb
W ustach zdąży się rozpłynąć
A niedopity rum
Rozgrzeje jeszcze krew.
OgienTo było coś
To był szał
I stanął tłum
Jak wbity w ziemię tłum stał
W nim ogień był
W nim czaił się lew
Choć nie drgnął głos
Pan To WiePewnie pan to wie
Kiedy trzeba wyjść
Przestać plumkać
I przestać żyć
Pewnie pan to wie
Pan przecież tak się zna
Może wie pan co
PuszczaPuszczę, gdy będę wiedział jak puścić
Fantazji wodze tak by górę trafił szlag
Ściemnię by nie udało się dopaść
W ciemne zagonić mnie dopaść codziennie chce
Od rana brak mi tchu rzuca mnie to tam to tu
I tracę głowę by wierzyć w to że lubię żyć
Myślałem że to łatwo że to proste i wszystko wiem
SobotaWieczorami w sobotę czasem mnie mnie
Jakaś obawa że dzieje się źle
Dzieje się źle
Że się zaczyna coś co brzydko cuchnie
Jakaś skucha czy mina i wybuchnie
Wybuchnie
To Co ZostanieWiększość z tego, co dziś ważne na świecie
Za kilka lat utonie w klozecie
Większość z tego, co dziś zacne i prawe
Za kilka lat popadnie w niesławę
I tylko to, co między nami
I tylko to, co nie da się za nic
Opluć lub skundlić omamić
WannalotSiedzę w wannie i gapię się w sufit
A mury niosą rozmowy jakichś ludzi
O tym że gdzieś tam się waży
Los niezwykle ważnych dygnitarzy
Siedzę w wannie
Siedzę w wannie
Siedzę w wannie a sufit tak biały